Miniony weekend był pełen wrażeń. W ogromnej mierze wrażeń smakowych, co lubię najbardziej. Z zacnym gronem blogerów, dzięki zaproszeniu restauracji Salina w Bochni, wybraliśmy się na wycieczkę w poszukiwaniu nowych smaków i miejsc kulinarnych Polski. Odwiedziliśmy Stary Kleparz w Krakowie, ryneczek w Bochni, byliśmy w Gospodarstwie Pasiecznym „Pasieka u Kiejdów”, oraz w winnicy Uniwersytetu Jagiellońskiego „Winnica Nad Dworskim Potokiem”. Najważniejszym punktem wycieczki była Restauracja Salina, która ugościła nas niezwykle miło. Na koniec obowiązkowo wizyta w Ed Red w Krakowie.
Do Krakowa wyruszyliśmy z samego rana. Zaraz przy dworcu znajduje się Stary Kleparz – najstarsze targowisko w tym mieście. Nigdy wcześniej tam nie byłam i zachwycił mnie totalnie! Świeżutkie, polskie kolorowe owoce i warzywa. Sery, masło, śmietana od lokalnych dostawców. Mięsa i tradycyjne polskie wyroby wędliniarskie. Królestwo smaków i zapachów! Żałuję, że nie mam na co dzień dostępu do takich delikatesów.
Po podróży i krótkiej wizycie na targu w Krakowie pojechaliśmy obejrzeć ryneczek w Bochni. Trzeba przyznać, że także robi wrażenie – mnóstwo świeżych produktów od lokalnych dostawców oraz ogromne ilości sadzonek warzyw i owoców. Przed kolejnym zwiedzaniem poszliśmy na lunch do restauracji Salina.
Restauracja Salina znajduje się w Galerii Bocheńskiej, na poziomie -1 centrum handlowego. Restauracja urządzona z niezwykłym smakiem i elegancją, świetne architektoniczne rozwiązania. Zaczynając na krzesłach, a na lampach kończąc. Naprawdę klasa!
Restauracja istnieje od 8 miesięcy i słychać już o niej wiele dobrych opinii w mediach. To za sprawą szefa kuchni – Damiana Wajda, który stawia na jakościowe produkty. Współpracuje z lokalnymi dostawcami, ale też wyszukuje perełek zagranicznych producentów.
O kunszcie Damiana Wajda mogliśmy się przekonać już podczas lunchu. Na początek był pieczony kozi ser z miodem pomarańczowym, marynowane szparagi w aromacie czarnego bzu i puder z pumpernikla.
Absolutnym hitem była zupa szczawiowa na zakwasie, podana z jajkiem poszetowym i chipsem z komosy ryżowej i truflą. To było wręcz doskonałe danie! Nie jadłam wcześniej zupy szczawiowej na zakwasie. To połączenie smaków po prostu zachwyciło!
Następnie podano idealnie wysmażony (chciałam medium rare) sezonowany antrykot wołowy, selekcja sałat i ziół, ziemniaki w aromacie siana łąkowego. Do mięsa aromatyczne ziołowe masełko i wszystko razem pięknie grało. Świetny pomysł na ziemniaki wędzone sianem łąkowym.
Wersja wege dla Moniki to marchewki w ziemi czekoladowej z pieczonym serem kozi. Nie jadłam tego dania, więc nie wiem jak smakowało. Wyglądało obiecująco.
Deser był co prawda niespodzianką i prezentował się ciekawie i oryginalnie. Niestety w ogóle mi nie smakował. Był niesamowicie słodki. To ciasto orzechowe z galaretką pomarańczową. Przekombinowane.
Następnym punktem naszej wycieczki było Gospodarstwo Pasieczne „Pasieka u Kiejdów”. W tym miejscu restauracja Salina zaopatruje się w przeróżne miody. Gospodarze opowiedzieli nam jak one powstają, jak wygląda życie pszczół oraz jakie miody są najlepsze na poszczególne schorzenia. Miło jest patrzeć jak ludzie z pasją prowadzą biznes i produkują wysokiej jakości produkty.
Następnie pojechaliśmy do „Winnicy nad Dworskim Potokiem” Uniwersytetu Jagiellońskiego. O tym miejscu przeczytacie pod linkiem wyżej, a tutaj możecie obejrzeć kilka zdjęć. Bez wątpienia winnica położona w bardzo urokliwym miejscu.
Po wizycie w winnicy, razem z szefem kuchni pojechaliśmy obejrzeć ogródek i szklarnię, które należą do restauracji Salina. Marzę o takim miejscu przy moim domu. Rewelacja.
Wieczorem nadszedł czas na kolację w restauracji Salina, rzecz jasna 🙂 Tym razem szef kuchni przygotował dla nas menu degustacyjne. Spotkanie umilały nam piosenki zespołu występującego – dźwięki fortepianu i śpiewu na żywo sprawiły, że kolacja miała wyjątkowy klimat.
Amuse bouche to ptasie mleczko z koziego sera z musem szpinakowym i kruszonką pistacjową. Cudny wygląd tego dania zdecydowanie oddaje jego smak. Brawo szef!
Selekcja sezonowanych wędlin (polędwica wołowa, filet z kaczki, schab z złotnickiej, boczek z mangalicy) to kolejna, bardzo udana propozycja.
Kolejna przystawka to przegrzebki z pralinami z koziego sera w aromacie kolendry, kompresowany burak w ocie schery, aromat werbeny cytrynowej. Moim zdaniem danie fajnie zbilansowane. Silne smaki i aromaty buraka i werbeny cytrynowej złagodziły delikatne przegrzebki i kozi ser. Fajna potrawa.
Przystawka kolejna to ślimaki w aromacie pędów sosny. Lubię ślimaki. Te było dobrze przygotowane. Ciekawie podane. Mogłabym zjeść 3 razy więcej 😉
Chłodnik z botwinki był pyszny. Niestety nie mam zdjęcia, bo trudno było zrobić takie, na którym danie wyglądałoby ładnie. Zupa podana w dość głębokim słoiku, co utrudniało jedzenie, ale jej smak – super.
Jako przerywnik dostaliśmy sorbet pomarańczowo – pomidorowy.
Daniem głównym był filet z kaczki w ziołach podany na sosie z czosnku niedźwiedziego i jasnoty purpurowej. Niestety do tego dania muszę się troszkę przyczepić. Wszystko byłoby super, gdyby nie to, że kaczka była przeciągnięta. Była przygotowywana metodą sous – vide, czego nie do końca rozumiem. Mięso kaczki przygotowuje się dosyć prosto i lepiej smakuje podsmażone i krótko pieczone. Wtedy jest większe prawdopodobieństwo, że wyjdzie idealna. Wydaje mi się, że sous – vide trwało za długo i spowodowało to, że mięso nie smakowało tak jak powinno. Dodatki świetne – sos pyszny, a ziemniaczane kulki wybierałam jeszcze z talerza koleżanki 😉
Natomiast kurek bałtycki podany na sosie z czosnku niedźwiedziego i jasnoty purpurowej, którego dostała Monika był podobno w punkt. Niestety nie spróbowałam. Powtarzam tylko zasłyszaną opinię 🙂 Zdjęcia też niestety nie mam.
Deser podczas kolacji był o niebo lepszy niż lunchowy. Rozpływający się w ustach mus fiołkowy z rabarbarem. Idealne zwieńczenie wieczoru.
Na śniadanie zostaliśmy zaproszeni do kawiarni Ciacho Mania Cafe. Jadłam jajko po benedyktyńsku z miętowym sosem holenderskim. Ogromna pyszna porcja z dodatkiem szynki parmeńskiej. Uwaga – cena tylko 9 pln. Polecam to miejsce, bo dobre jest jedzenie w przystępnych cenach + fajny klimat wystroju. Zdjęcie mojego śniadania możecie zobaczyć na moim Instagramie.
Żal było wracać, ale żeby nie było tak smutno, na koniec wybraliśmy się do Ed Red w Krakowie. Cóż to była za uczta! Po raz kolejny przekonałam się, że dobre mięcho to jest to. Idealnie się złożyło, bo udało nam się spotkać przyjaciół z Warszawy <3 Do zobaczenia jeszcze milion razy. Aaa, dla tych co nie wiedzą – na jesieni Ed Red otwiera się także w Warszawie!
Jeśli nie wiecie jak spędzić weekend w Polsce to macie właśnie odpowiedź.
Raz jeszcze bardzo dziękuję restauracji Salina za wyjątkowe ugoszczenie i do zobaczenia!
Restauracja Salina
Plac Świętej Kingi 1
32-700 Bochnia
tel. 14 61 353 11
* zdjęcia w tym wpisie są Asi Odczaruj Gary i moje