Ten post pisze mi się wyjątkowo przyjemnie – z kawą na tarasie. Dzieci biegają i bawią się obok, a ja spokojnie mogę oddać się temu co lubię najbardziej. Bo oprócz, co oczywiste – gotowania, lubię także pisać dla Was. „Wkręciłam” się w to już dość mocno i jest to dla mnie stała część mojej codzienności. Dzisiaj będzie sałatka po tajsku, bo jak pisałam wcześniej, rozpoczęłam sezon sałatkowy i dość sporo będzie ich w najbliższym czasie. Ta będzie trochę nietypowa – z chrupiącym makaronem sojowym. Przyznam, że robiłam go po raz pierwszy sama. Próbowałam chrupiącego makaronu w 2008 roku w Indiach, na bazarze w dzielnicy Paharganj. Zachwyciłam się wtedy daniem, które mi podano (nie mówiąc już o całych Indiach: hindusach, ich kulturze, kuchni, kolorach, zapachach, krajobrazach… itd. – mogłabym w nieskończoność o tym opowiadać). Nie wiedziałam wtedy w jaki sposób chrupiący makaron został przygotowany. Nie wiem też dlaczego nie sprawdziłam tego wcześniej. Okazuje się, że jest to banalnie proste. Nie będzie to jednak sałatka kuchni indyjskiej, a tajskiej – tam też zapewne jadają chrupiący makaron.