Diabelski owoc Tom Hillenbrand

O książce Diabelski owoc Toma Hillenbranda, wydawnictwo „Smak Słowa”, która swoją premierę miała 21 września 2016.

Diabelski owoc
Diabelski owoc Tom Hillenbrand

Diabelski owoc Tom Hillenbrand

Czytam książki. Czytam, kiedy mogę. Czasem czytam też, kiedy nie mogę.

Dygresja

Niedługo po urodzeniu się mojego synka Stasia (prawie 6 lat temu) odwiedzili nas moi rodzice. Mama zapytała, co sądzę na temat jakiejś leżącej na wierzchu książki. Moja odpowiedź: „nie mam czasu przeczytać gazety, niestety…” powtórzona potem przez Mamę wielokrotnie jako zaśpiew, wzbudzała u Stasia wybuchy śmiechu. Niecałe dwa lata później urodziłam Milę i Polę, co kazało mi inaczej spojrzeć na wcześniejsze niedobory czasu. Na tyle inaczej, że po kilku miesiącach zaczęłam blogowanie.

Zawsze lubiłam kryminały a książki kulinarne to moja codzienność. Toteż kiedy zobaczyłam, że Diabelski owoc Toma Hillenbranda jest anonsowany jako kryminał kulinarny, nabrałam apetytu na ten nowy gatunek.

Prolog

Prolog interesujący – amerykański karpolog (botanik specjalizujący się w owocach i nasionach roślin) poszukuje w Papui-Nowej Gwinei tajemniczego owocu – czatwy, na którego ślad trafił w książce opisującej życie lokalnego plemienia; owoc jest opisywany jako nieopisanie smaczny. Karpolog odnajduje plemię – po spróbowaniu czatwy z jego oczu płyną łzy, z gardła wydobywa się szloch. Czytelnik nie wie jednak, czy ze szczęścia, czy rozczarowania.

A potem przenosimy się do Luksemburga. Tutaj prowadzi swoją małą restaurację „Deux Eglises” Xavier Kieffer, w przeszłości wschodząca gwiazda europejskiej kuchni, obecnie specjalizujący się w daniach lokalnych kuchni mozelsko-frankońskiej – wśród nich, obok pasztecików i potrawki z zająca, jest też luksemburski placek ziemniaczany Gromperekichelcher.

Dygresja

Ta lokalna specjalność budzi wspomnienia z dzieciństwa – placki Babci Oli i Babci Krysi, zawsze cudnie chrupiące, niekoniecznie z natką pietruszki. Dla mnie remedium na jesienne i zimowe smutki przedwczesnych zmierzchów. Remedium raczej rzadkie (kalorie…), a przez to wyjątkowe. Zrobiłam w zeszłym tygodniu. Pożarłyśmy z Mamą, bo w tej kwestii dzieci jakoś nie nasze, „nieplackowe”.

Kieffer szczyci się jakością swojej kuchni, jednak nie jest to restauracja przystająca do wzorca przewodników kulinarnych. Nie ma w niej wymyślnych potraw, wielodaniowego menu, ekskluzywnego wystroju. Dlatego zaskoczeniem jest wizyta w „Deux Eglises” testera kulinarnego pracującego dla przewodnika gastronomicznego Gabina, będącego paryską biblią dobrej kuchni. Tester jest mało uprzejmy, a jego pobyt krótki – jeszcze przed zjedzeniem dania głównego pada trupem; nasz Xavier, ze względu na miejsce śmierci, staje się podejrzanym. Tester nie trafił tu przypadkiem – miał przy sobie wizytówkę restauracji Kieffera.

Próbując rozwiązać zagadkę wizyty i śmierci testera Kieffer kontaktuje się z szefową redakcji i główną właścicielką przewodnika – atrakcyjną Valérie Gabin, wnuczką jego twórcy. Od niej dowiaduje się, że tester dzień wcześniej jadł w dwugwiazdkowej restauracji Paula Boudiera, dawnego jego mentora; stamtąd pewnie pochodziła wizytówka. Niestety, kontakt z Boudierem okazuje się niemożliwy, gdyż zniknął, a jego restauracja została spalona. Niebawem wyjdą na jaw jeszcze dwa podpalenia ze znikającymi właścicielami gwiazdkowych restauracji.

Kieffer odwiedza znane sobie, lecz utrzymywane w tajemnicy laboratorium kulinarne Boudiera, gdzie natrafia na nieznaną substancję, z którą jego mistrz eksperymentował. Pojawiają się czegoś poszukujący uzbrojeni intruzi, Kiefer ucieka przez okap kuchenny, zabierając substancję, której skład intryguje go coraz bardziej. Po wielu wydarzeniach dochodzi do rozwiązania tajemnicy czatwy, choć niekoniecznie jest to zakończenie zupełnie szczęśliwe (epilog!).

Co jeszcze w książce

Książka ma sporo dobrze zarysowanych wątków, przede wszystkim związanych z dylematami współczesnej sztuki kulinarnej w czasach powszechnej dostępności wcześniej wyjątkowych produktów, co skłania do poszukiwania rzeczywiście unikalnych. Skłania także do działań nieetycznych – tu zatrważające realia działalności chemików smakowych i koncernów spożywczych, kreujących i nobilitujących wątpliwej jakości produkty zanim trafią do masowej sprzedaży.

Tu, z książki (s. 283-284), przykład fikcyjnej (?) mrożonej pizzy „Pizza Valle d’Aosta”. Nazwa nawiązuje do lokalnej (dolina Aosty) wiejskiej pizzy z żytniej mąki ze świeżym boczkiem i pikantnym kozim serem. Produkt zawiera: aromatyzowane mięso z foremek, składające się z odpadów zwierzęcych i substancji żelującej. „Ser”z tłuszczów roślinnych i martwych zwierząt. Zamiast mąki – sproszkowane białka z kultury grzybów, hodowanych na mieszance z drewnianych wiórów i odpadów rybnych. Nota bene, pizza była pyszna…

Jest w książce zabawny i wiarygodny wątek Leonardo Estebana, kucharza – celebryty (Kuchenne Rewolucje Estebana), kucharza niekoniecznie wybitnego, co obdarzonego potężnym ego i dużą dozą bezczelności (swoją drogą, ten „Leonardo kuchni” dobrze przysłuży się sprawie Kieffera).

Z Xavierem sporo też podróżujemy (w tym spacery po dzielnicach Górnego i Dolnego Miasta w Luksemburgu) i poznajemy geografię kulinarną Szampanii i Ardenów. Wiemy też, jak przygotować stanowisko pracy (mise en place) profesjonalnego kucharza; jak trudne logistycznie jest przygotowanie zestawu obiadowego (pięć dań) dla ośmiuset osób na statku czy jak uśmierca się homary.

Postacie

Są w książce (poza Xavierem) dwie postacie do polubienia – wspomniana Valérie oraz, przede wszystkim, przyjaciel Xaviera, Fin Pekka Vatanen, zajmujący się polityką rolną urzędnik unijny, miłośnik gruszkowego destylatu i dobrych win, fascynujący się nowoczesnymi technologiami. Wątek „unijny cyrku wędrownego” jest też humorystyczny – vide rozważania na temat wydziału C5 dyrekcji generalnej ds. rolnictwa, który zajmuje się drażliwymi kwestiami normalizacji orzechów, ale też truskawek (bo, jak tłumaczy Pekka, truskawki są jagodami pozornymi, a z biologicznego punktu widzenia orzechami).

O ile postaci Pekki i Valérie są nieźle zarysowane, to z głównym bohaterem jest kłopot. Dość długo trudno mi było go wizualizować, bo informacje na temat wyglądu są dość oszczędnie dawkowane.

Reasumując

Jest to łagodny kryminał (mało przemocy i krwi), jest to literatura kulinarna (choć bez przepisów). Czyta się z przyjemnością. Właściwie najważniejsze dla mnie, że jest to książka pogodna. Zabawna, lecz nie głupawa. Lekka, ale nie bez refleksji. Do czytania.

Diabelski owoc to zgodnie z zapowiedziami pierwsza książka w serii Kryminały dla smakoszy. Następną ma być Czerwone złoto tego samego autora. Czekam zatem na nowe odsłony postaci Xaviera (chcę go lepiej poznać) i wydarzeń, które staną się jego udziałem.