Wczoraj do mojego taty zadzwonił jego znajomy z pytaniem czy chcielibyśmy jakieś mięsko, bo właśnie wrócił z polowania i mógłby coś przywieźć. Tata zadał to pytanie mi, a ja oczywiście z zadowoleniem powiedziałam, że czekam na zdobycze.
I oto za niedługi czas do domu naszego zawitał koziołek (znaczy sarna). A dokładnie połowa koziołka. I na szczęście była to połowa, a nie cały, bo nie wiem co zrobiłabym z taką ilością mięsa. I dobrze też, że akurat była u mnie moja babcia, która pomogła mi się „rozprawić” z tym zwierzątkiem, bo nie było super łatwo. Najładniejsze mięso pokroiłam w dużą kostkę i zrobiłam pyszny gulasz z sarniny, o którym za chwilę. Wielki udziec zamroziłam – niedługo będziemy go piec i o tym też na pewno będziecie wiedzieć. Resztę tego „co się nadawało” babcia zabrała ze sobą i będzie piekła pasztet. Niestety nie mogę być przy niej przy przyrządzaniu go, ale na pewno będę go jadła.
Pierwszy raz przyrządzałam dziczyznę, lubię gotować coś po raz pierwszy, zawsze czuję podekscytowanie. Nie chciałam zepsuć mięsa, dlatego postanowiłam poczytać coś o przyrządzaniu tego typu mięsa. Znalazłam też fajny przepis w książce „MammaMia – prawdziwa włoska kuchnia” Cristiny Bottari, na mięso z dzika co prawda, ale przecież mięso sarny to też dziczyzna. Trochę go zmodyfikowałam i wyszedł przepyszny sos. Do mięsa podałam buraczki lekko ostre z cebulką karmelizowaną.
Zresztą, zobaczcie sami, a najlepiej spróbujcie.
Podaję składniki aż na 2 kg mięsa, w ramach potrzeb zmniejszcie ich proporcje.