Życie na przekąskę – wygraj książkę!

Przedstawiam Wam książkę „Życie na przekąskę. Pustki w sklepach, pełnia w kulturze, czyli opowieści nie tylko z PRL” Moniki Małkowskiej.

życie na przekąskę

Życie na przekąskę – wygraj książkę!

Monika Małkowska, autorka książki „żadnej pracy się nie boi. Ani kontrowersyjnych opinii Wystawiała obrazy i rysunki, aranżowała wystawy, projektowała ciuchy, szyła patchworki, stylizowała modelki, pisała o modzie. Stale współpracuje z radiem i telewizją”.

Aby przybliżyć Wam charakter książki, poniżej przedstawiam fragmenty:

„Ta książka miała być pamiętnikiem kulinarnym. Stała się jednak czymś więcej: kiedy zaczynałam ją pisać, nie mogłam przewidzieć, że notuję wydarzenia z okresu ustrojowego przełomu. I tak styczeń 1988 przypadł na schyłek socjalizmu, zaś kwiecień 1991 to już epoka przyspieszonej inkubacji polskiego kapitalizmu. Książka nie ma właściwie zakończenia. Jednak dzięki niej wiem – nigdy nie wiadomo, jak historia doprawi nam obiad, który właśnie zjadamy.”

NAGOŚĆ

(Przepis na selery w winie)

Naga prawda ukazała się polskiemu społeczeństwu. Nie była przystojna – tu i tam zniekształcał ją jakiś nawis, ówdzie sterczał gnat, tam i siam skóra naciągana była do granic wytrzymałości. A wszystko to razem jakoś w kwadrat uformowane, ale po skosie. I brak winnego, kto prawdę zeszpecił. Jej brak urody objawił się pod koniec stycznia 1988 roku, kiedy niedawne pogłoski stawały się sprawdzonymi informacjami. Oficjalny komunikat obwieszczał drastyczne podwyżki cen na produkty spożywcze: czterdzieści, może więcej procent. Jak przyjdzie żyć, biadali Polacy. Póki co, robili zapasy.

W piątek, ten ostatni „normalny”, jak zwykle przy zakupach pomagał mi mąż. I jak miał w zwyczaju, robił to pod koniec dnia, kiedy przeminęła nawałnica kobiet, w przededniu podwyżek wyjątkowo agresywnych. Kupował, co było możliwe bez kolejki. Rezultaty przedstawiały się niezbyt imponująco: seler wielkości główki niemowlęcia, kilogram kartofli, natka pietruszki, pięć jaj, cykoria i butelka wina. Od męża zionęło zniechęceniem i beznadzieją, w jakiej tkwiła większość współobywateli. Poza tym, bolał go palec przydeptany przez grubą jejmość w jakimś sklepie.

– Może nareszcie zaczną się odchudzać, mruczał pod nosem.

– Przeciwnie, teraz utyją. Bieda tuczy, szczupłość kosztuje – odebrałam mu resztki nadziei.

– A gdyby wylansować modę na nagość?, rzucił.

No way, wredzi nam klimat. No i te tam, normy moralne. Nawet topless na plaży wywołuje skandal. Jednak choćby nie wiem jakimi restrykcjami obwarować człowieczą obyczajność, w tym dotyczącą stroju, i tak próżność skłania nas do demonstrowania bliźnim urody cielesnej – jeśli się ją posiada się. Zwłaszcza, gdy klasyczna rzeźba ciała została okupiona potem, łzami i wyrzeczeniami. A w utrzymaniu perfekcyjnej formy Polakom, a zwłaszcza Polkom, najbardziej przeszkadza… polityka gospodarcza.

Uświadomiłam to sobie zimą tego roku, kiedy obywatele PRL-u szturmowali do sklepów, i tak ogołoconych z dóbr. Nikt nie myślał o sylwetce ani o tym, co przyspiesza jej deformacje. Większości Polaków marzyło się tylko wielkie żarcie.

Gdy mąż pokuśtykał do łazienki wymoczyć palec uszkodzony przez puszystą damę, zadumałam się nad dostarczonymi przez męża surowcami na dwa weekendowe obiady. Chyba będziemy musieli przerzucić się na kuchnię jarską.

W sobotę obrałam seler, pokroiłam na plastry centymetrowej grubości. Obgotowałam je w osolonej wodzie; półtwarde wyjęłam z wywaru; przełożyłam do misy; zalałam szklanką wytrawnego wina.

Przygotowałam sos: dwa zmiażdżone ząbki czosnku, łyżka oliwy, połowa szklanki czerwonego wina, połowa szklanki wywaru z selera. Wymieszałam, zagotowałam. W drugim naczyniu sporządziłam inną mieszankę: dwa żółtka ukręcone z 10 dkg żółtego utartego sera, pół pojemnika śmietanki, szklanka kefiru, sól, pieprz, zioła prowansalskie.

Gdy podsmażyłam plastry z obu stron, przełożyłam je na wysmarowaną masłem patelnię i polałam wrzącym sosem. Następnie zalałam śmietanowo – serową pulpą. Patelnię przykryłam, zmniejszyłam płomień; poczekałam, aż ser się rozpuści. Selerowe „kotlety” podałam posypane posiekaną natką pietruszki; do tego ciepła bagietka.

Deserem był oprószony cukrem-pudrem grejpfrut, wstawiony pół godziny przedtem do lodówki. Po nim – czarna kawa plus krówki ciągutki.

konkurs – wygraj książkę „Życie na przekąskę. pustki w sklepach, pełnia w kulturze, czyli opowieści nie tylko z prl”

Mam dla Was trzy książki Życie na przekąskę. 

Aby wygrać jedną z nich, napisz proszę w komentarzu pod tym postem, jak wspominasz kulinarne czasy PRL lub z jakim daniem kojarzy Ci się PRL. A może są to dla Ciebie czasy kompletnie odległe – dlatego napisz, jak wyobrażasz sobie kuchnię w PRL.

Konkurs trwa od teraz do 30.06.2015 r, do godz. 24:00

Trzy najciekawsze wpisy nagrodzę książką „Życie na przekąskę. Pustki w sklepach, pełnia w kulturze, czyli opowieści nie tylko z PRL” Moniki Małkowskiej.

Zwycięzców ogłoszę także pod tym postem w komentarzu, najpóźniej 02.07.2015 r

Jak widzicie, moim dziewczynkom książki bardzo się spodobały. Wygrane egzemplarze były przez nie dotykane – są to zatem unikaty 😉 Jest o co walczyć! 🙂

ZAPRASZAM BARDZO SERDECZNIE DO WZIĘCIA UDZIAŁU W KONKURSIE I CZEKAM NA WASZE WPISY 🙂

życie na przekąskę